A więc teraz wrażenia po 1szym użyciu: ok 30 min męczyłam się ze starciem rzepy, bo niestety nie mam sokowirówki :(. Tarłam, tarłam...A sok i starte kawałeczki wszędzie pryskały. Zapach nie był bardzo gryzący, podobny do rzodkiewkowego, a bardzo je lubię. I od razu wielkie zdziwienie. Podczas planowania tej kuracji zastanawiałam się ile muszę ich zetrzeć żeby mieć wystarczającą ilość soku? A podczas tarcia nie mogłam się nadziwić ile ten owoc ma soku! Z najmniejszej rzepy wyszła mi prawie szklanka soku! Tyle ile widzicie z boku.
Przelałam to do buteleczki z 'psikaczem' i do dzieła. Wypryskałam całą głowę, włosy przy skalpie były całe mokre i posklejane a w butelce ubyło może nawet mniej niż 1/5 całego soku. Więc psikałam dalej, na zmianę z normalnym wsmarowywaniem bo już mnie palce bolały od psikania ;p. Zostało mi pół butelki, więc włożyłam to do lodówki. Mam nadzieję że nie straci właściwości? Dziewczyny pisały, że po nałożeniu szczypała je głowa przez pierwsze chwile, a nawet palce podczas ścierania. Nie wiem dlaczego ale ja nic takiego nie czułam. Nic a nic. Może to źle, i nie działa to na mnie tak jak powinno? Zobaczymy, jak narazie planuję robić to co jakieś 2 dni przez miesiąc. Jak zobaczę jakieś efekty to przedłużę, w przeciwnym razie wypróbuję czegoś innego? :)
Pozdrawiam! ;)
zaczynam obserwować, bo ciekawe wpisy ;))
OdpowiedzUsuńteż obserwuję ;) jestem bardzo ciekawa efektu;))
OdpowiedzUsuńpedagogika to super kierunek, naprawdę polecam;)
OdpowiedzUsuń