wtorek, 25 października 2011

Recenzja 2: Jedwab do włosów CHI + Paznokcie 1

Dziś przyszła kolej na recenzję Jedwabiu do włosów CHI. Jest to mój ulubiony kosmetyk zabezpieczający włosy, który nakładam po każdym myciu.

Plusy:
+nie obciąża (no chyba że nałożymy całą buteleczkę na raz ^^)
+brak wysuszającego alkoholu w składzie
+niska cena
+milutkie uczucie miękkości włosów
+ładny połysk
+nie przyspiesza przetłuszczania
+zawsze miałam z tym problem, ale odkąd go używam włosy mi się nie rozdwajają (znajdę może ok 5 na całe włosy i to musiałabym się nieźle naszukać ;p)
+ładny zapach, takich bardzo przyjemnych męskich perfum (szkoda tylko że w ogóle nie utrzymuje się na włosach)
+wydajny



Minusy:
-miałam wersję 15ml i bardzo nie podobało mi się wydobywanie jedwabiu z butelki. Raz wypłynie za mało, jak znów chcemy troszkę więcej to wyływa za dużo. Myślę, że gdyby była pompka jak przy większości takich kosmetyków zadanie byłoby ułatwione. Nie wiem natomiast jak jest z buteleczką 15ml, może tam coś takiego jest. Jak się dowiem to zrobię uaktualnienie, bo tą kupię następną. Bardziej się opłaca.
-dostępność. U mnie widziałam w sklepie fryzjerskim i u fryzjera, w mniejszych miasteczkach może być problem z dostępnością gdziekolwiek

Skład: Cyclomethicone, Dimethicone, C-1215 Alkyl Benzoate, Panthenol, Ethyl Ester of Hydrolyzed Silk, Phenoxyethanol, Parfum, D&C Yellow 11, D&C Red 17, Zinc Oxide, Titanium Dioxide, Mica, Boron Nitride Powder


Cena: *9zł za 15ml ( na All widziałam już za ok 3zł ale do tego jeszcze przesyłka więc myślę że wychodzi i tak na to samo)
*15zł za 50ml


I jeszcze chciałam Wam pokazać moje ostatnie paznokcie, z których mimo niedokładności, niedoskonałości, itd. jestem zadowolona, ponieważ są to jedne z pierwszych wzorków robionych stemplami, które jeszcze niezbyt ładnie mi wychodzą. Jest to płytka Essence nr 2 Style it up! .


piątek, 21 października 2011

Recenzja 1: Carmex w tubce-Truskawka

Zachęcona caaaałą masą pozytywnych opinii o tym cudzie pomyślałam: I ja spróbuję! Zwłaszcza teraz, kiedy nadchodzi ten okropny okres wiecznie popękanych, zmarzniętych, suchych ust. Mój wybór padł na Carmexa w tubce w formie błyszczyku o zapachu truskawki. Więc:

Plusy:
+zapach-cudny, truskawkowo-mentolowy który uderzył i urzekł mnie od samego otwarcia opakowania :)
+efekt nawilżenia-rzadko po jakim kosmetyku usta są tak nawilżone i mięciutkie
+wygodne nakładanie (aplikator zakończony jakby półkolem, w którym jest dziurka z błyszczykiem)
+ładny połysk na każdą okazję(brak jakiegokolwiek koloru co uważam  za plus bo do wszystkiego pasuje i zawsze można go użyć)
+dobry jako podkład pod inne szminki czy błyszczyki
+nie 'spływa' z ust
+efekt 'mrowienia' na ustach, który uwielbiam 

Minusy:
-jedyny minus jaki widzę to smak-nie wiem sama jak go napisać ale nie jest zbyt przyjemny ;/ chociaż dla tylu pozytywnych efektów można go znieść

 A oto jak Carmex wygląda na moich ustach, kolor może troszkę jaśniejszy w rzeczywistości. Chociaż wszystko zależy przecież od ust, bo jest to błyszczyk transparentny :)


Ps.Przepraszam za zamazane i niewyraźne fotki, ale nie potrafiłam dziś poradzić sobie z ustawieniami swojego aparatu.
Pozdrawiam ! :)

wtorek, 4 października 2011

Dziś przyszedł czas na recenzję farby CeCe. 



Ostatnio farbowałam włosy pod koniec lipca. Były wtedy lekko rozjaśniane z ciemnego brązu i farbowane farbą Wella w piance na rudy (który okazał się jednak czerwonym). Od tamtej pory moich włosów nie dotknęła nawet szamponetka. Chodziłam z odrostami które już tak kuły mnie w oczy, że postanowiłam je zafarbować. Wcześniej używałam tylko farb drogeryjnych, ale tyle się naczytałam że fryzjerskie lepsze, więc postanowiłam spróbować teraz z profesjonalnymi. Nie chciałam wracać do czarnego ani żadnego ciemnego koloru. Pomyślałam, że jeśli już mam tak jasne włosy, to fajny byłoby mieć jeszcze troszkę jaśniejsze. Poradziłam się dziewczyn na forach, naczytałam się, i poszłam do sklepu fryzjerskiego z zamiarem kupienia jakiejś farby z popielą, żeby zakryć ten rudy. Myślałam nad poziomem 6-7. W sklepie Pani poradziła mi farby CeCe, ale wręcz zabroniła mi brać popiel, powiedziała że mi nie wyjdzie tak jak chce, że będzie zielono itd... Tak mi namieszała że mówię okej. Wzięłam z odcieni naturalnych kolor Ciemny Blond 6. Do tego dała mi utleniacz 6% z Joanny w kremie. Teraz co do samego farbowania. Farba nakładała się o prostu okropnie, była bardzo gęsta, w związku z czym na moje włosy miało pójść połowa opakowania, a poszło całe. Myślę, że to też wina tego utleniacza który był w kremie. Tradycyjnie, najpierw odrosty, potem reszta włosów. A kolor? Na początku byłam załamana, jak były jeszcze mokre włosy wyglądały na czarne! Jak trochę przyschnęły widać było przebłyski rudego, który właśnie chciałam pokryć i żeby nie było go widać! Dziś już widzę, że włosy nie są aż tak ciemne jak się bałam, ale i tak za ciemne. Jest to taki ciemny kasztan. Brąz z przebłyskami rudego. Nie jest aż tak źle, ale nie jestem zachwycona i chcę żeby to się już wymyło i położe wtedy jakąś popiel...Włosy są delikatne, miękkie. Farba ich bardzo mocno nie zniszczyła, no, tylko końcówki są podsuszone. Pierwszy raz farba pokryła mi tak równo, odrosty praktycznie wcale nie odróżniają się od reszty! Nie wiem czy użyję jej raz jeszcze, chyba spróbuję czegoś innego, bo z nią nie było rewelacji.
Przepraszam za słabą jakość zdjęć, ale nie rało rady zrobić fajnych żeby dobrze pokazały efekt :)
Pozdrawiam ciepło :)

sobota, 1 października 2011

Czarna rzepa-kolejny eksperyment

To moje 1,5 kg kupionych wczoraj rzepek :). W pogoni za długimi, pięknymi włosami trzeba wypróbować wszystkiego, co może pomóc uzyskać takowe uzyskać. U mnie tym razem przyszła kolej na czarne rzepki. Nigdzie nie mogłam ich dostać, wreszcie miły Pan w warzywniaku powiedział że można dostać je na zamówienie. I za kilka dni poszłam odebrać moje warzywka.
A więc teraz wrażenia po 1szym użyciu: ok 30 min męczyłam się ze starciem rzepy, bo niestety nie mam sokowirówki :(. Tarłam, tarłam...A sok i starte kawałeczki wszędzie pryskały. Zapach nie był bardzo gryzący, podobny do rzodkiewkowego, a bardzo je lubię. I od razu wielkie zdziwienie. Podczas planowania tej kuracji zastanawiałam się ile muszę ich zetrzeć żeby mieć wystarczającą ilość soku? A podczas tarcia nie mogłam się nadziwić ile ten owoc ma soku! Z najmniejszej rzepy wyszła mi prawie szklanka soku! Tyle ile widzicie z boku.
Przelałam to do buteleczki z 'psikaczem' i  do dzieła. Wypryskałam całą głowę, włosy przy skalpie były całe mokre i posklejane a w butelce ubyło może nawet mniej niż 1/5 całego soku. Więc psikałam dalej, na zmianę z normalnym wsmarowywaniem bo już mnie palce bolały od psikania ;p. Zostało mi pół butelki, więc włożyłam to do lodówki. Mam nadzieję że nie straci właściwości? Dziewczyny pisały, że po nałożeniu szczypała je głowa przez pierwsze chwile, a nawet palce podczas ścierania. Nie wiem dlaczego ale ja nic takiego nie czułam. Nic a nic. Może to źle, i nie działa to na mnie tak jak powinno? Zobaczymy, jak narazie planuję robić to co jakieś 2 dni przez miesiąc. Jak zobaczę jakieś efekty to przedłużę, w przeciwnym razie wypróbuję czegoś innego? :)
Pozdrawiam! ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...